Co by było – część 5

Dziękuję wszystkim za wsparcie i słowa otuchy. Dla Was coś specjalnego.Mi pisanie poprawia humor. To chyba już dawno pisałam. Dziękuję Wam raz jeszcze

*****************

Siedziałem w poczekalni czekając na odprawę. W środku czułem podniecenie. Wiedziałem, że już niedługo wkroczę w inny świat.

Bawiłem się bezmyślnie długopisem, który dała mi Usagi. Przesuwałem nim po palcach jak batutą. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, uśmiechnąłem się do siebie. Poczułem jakąś tkliwość na myśl o tej szalonej dziewczynie. Czasami była beznadziejna, to fakt. Wydawała osąd zanim poznała całą prawdę, miała bujną wyobraźnię, była dziecinna i czasami głupiutka. A jednak nie mogłem nie dostrzec jej wielkiego serca. Stawała murem za tymi, których kochała. Była bezinteresowna i szczodra, co potwierdzał długopis w mojej dłoni. A jej poglądy i ocena były elastyczne – nie miała problemu z tym, by je zmienić.

Doznałem szoku, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę lubię tą dziewczynę. Może faktycznie naszemu przekomarzaniu bliżej było do końskich zalotów niż wrogiej złośliwości? Pokręciłem głową odrzucając tę myśl. Księżycowa Pyza była dzieckiem. Dziecinnym w środku i na zewnątrz. Irytującym i hałaśliwym.

Już po chwili, gdy to pomyślałem, poczułem na ciele jakieś dreszcze. Wiedziałem, że ona jest w pobliżu. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, jak stała razem z Rei. Był to dla mnie szok. Po co tu przyszły? Czego szukały?

Widziałem, jak Usagi pchnęła Rei w moją stronę, a ta spojrzała na nią ze złością. Zaczęła jednak iść w moim kierunku, a Pyza trzymała się kilka kroków za nią.

– Witaj, Mamoru – powiedziała Rei. Musiałem odwrócić wzrok od tej drugiej małolaty.

– Witaj, Rei. Co tu robicie? – byłem naprawdę ciekawy.

– Usagi zmusiła mnie, bym tu przyszła – Rei się wykrzywiła.

– Ale po co? – Nie rozumiałem.

– Powiedziała, że nie możemy się rozstać w ten sposób. I ma rację. Jeśli chodzi o te rzeczy, ona zawsze ma rację.

Zaintrygowany zerknąłem na Usagi, by zaraz znowu przenieść wzrok na Rei.

– Chcę, byś wiedział, że nie mam do ciebie żalu za to rozstanie – Powiedziała kapłanka wzdychając ciężko. – Nie układało nam się od dawna… A właściwie chyba nigdy nam się nie układało. Rozumiem, dlaczego to zrobiłeś, i mimo, że ugodziłeś moją dumę, nie jestem na ciebie zła.

Gdy to powiedziała, poczułem ulgę. Naprawdę wielką ulgę. Zupełnie, jakbym dopiero teraz wziął haust świeżego powietrza to długim przebywaniu pod wodą. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z ciężaru, jaki dźwigałem na swoich plecach.

– Dziękuję, Rei. To dla mnie naprawdę bardzo ważne – odpowiedziałem i chwyciłem jej dłoń. Przybliżyłem do swoich ust i pocałowałem ją w rękę.

– Mamoru, życzę ci wszystkiego najlepszego w tym dalekim świecie. Niech ci się uda spełnić marzenia.

– Rei… – byłem wstrząśnięty jej dojrzałością. Jej godnością.

– Co nie znaczy, że nie życzę ci co najmniej strasznego lotu i rozwolnienia po przylocie do Ameryki – dodała złośliwie, a ja po prostu bezsilnie pokiwałem głową.

– Mimo to i tak dziękuję – odparłem. Wskazałem głową na Usagi. Rei tylko kiwnęła na zgodę.

Podszedłem do Pyzy, która wydawała się zaskoczona moim zachowaniem.

– Dziękuję, że przyprowadziłaś tu Rei – powiedziałem.

Uśmiechnęła się.

– Zawsze do usług.

– Czy to znaczy, że między nami też jest wszystko dobrze, Pyzo? – Zapytałem. Naprawdę mnie to ciekawiło, jak ona patrzy na nasze wzajemne stosunki. Jednak chyba popełniłem błąd, nazywając ją Pyzą, bo nachmurzyła się i patrzyła na mnie ze złością.

– Nie. Po prostu przestałam ci życzyć powolnej i bolesnej śmierci. Teraz życzę ci tylko, by cię rozjechała ciężarówka w tej Ameryce.

Musiałem się roześmiać. Ta Mała po prostu działała na mnie rozbrajająco. Jednocześnie nie mogłem się oprzeć, by nie polepszyć sobie nastroju małą przepychanką słowną z tą Złośnicą.

– Żebyś wiedziała – powiedziałem, wycierając łzę z kącika oka – jakie to zabawne: widzieć Pyzę mówiącą pełnymi zdaniami złożonymi.

Zagotowała się. Zacisnęła dłonie w pięści, jej wzrok wręcz sztyletował.

– Jesteś Chamem i Prostakiem – Warknęła.

– A ty Smarkulą i Złośnicą – odpyskowałem. W sumie mogłem dać sobie spokój, ale to było jak bonus na koniec dotychczasowego życia. – Nigdy sobie…

– Tylko nie zaczynaj znowu z tym, że nie znajdę sobie chłopaka – przerwała mi, a jej oczy ciskały gromy. – Bo naprawdę zapłacisz.

– Kiedy to prawda – wzruszyłem ramionami.

– Sam tego chciałeś – warknęła, po czym ku mojemu najszczerszemu zdumieniu zaczęła głośno zawodzić. Położyła się na posadzce, a ludzie patrzyli na nas zaciekawieni.

– On chce się ze mną przespać – Pyza zawodziła głośno, a łzy płynęły po jej twarzy. – Ja mu mówię, że nie jestem taką dziewczyną, a on mnie straszy… Jestem niepełnoletnia, ty zboczeńcu – krzyknęła nagle. Zauważyłem ochronę, podchodzącą do nas z zaciętymi minami.

– Usagi… proszę, przestań – powiedziałem spanikowany. Chciałem pomóc jej wstać z podłogi, ale to był błąd.

– Nie dotykaj mnie, zboczeńcu – krzyknęła.

– Usagi… przesadzasz – warknąłem.

– Widzę, że wreszcie nauczyłeś się mojego imienia – warknęła.

– Co tu się dzieje? – Jeden z ochroniarzy bawił się swoją pałką uderzając nią w otwartą dłoń.

Oblałem się zimnym potem. Oczami wyobraźni widziałem, jak zabierają mnie skutego kajdankami do radiowozu. Powoli zacząłem żegnać się ze swoją świetlaną przyszłością.

– Ćwiczę do kółka teatralnego – odparła bezczelnie Smarkula. Poczułem, jak opada mi szczęka. – Ten pan jest świetnym reżyserem i staram się o rolę w jego najnowszej sztuce. Powiedział, że jestem za mało prawdopodobna, a panowie też tak uważają?

Dobrze, że ochroniarze patrzyli na nią, a nie na mnie. Gdyby spojrzeli na mnie zobaczyliby szeroko rozdziawioną ze zdziwienia buzię.

– Według mnie to było bardzo realistyczne. Aż za bardzo – drugi ochroniarz spojrzał wreszcie na mnie, jednak zdążyłem się opanować i przybrać wyraz osoby wiedzącej, co się dookoła niej dzieje.

– A widzisz? – Pyza dźgnęła mnie palcem. – Oni widzą mój talent.

– Dobra, masz tę rolę – powiedziałem. Mój głos wydawał mi się dziwnie ochrypły.

Kątem oka zobaczyłem chichoczącą Rei.

– Jupi! – Usagi podskoczyła.

– Panienka jest pewna, że wszystko w porządku? – Zapytała ochrona.

– W jak najlepszym! – W tym momencie usłyszeliśmy zapowiedź mojego lotu. – Panowie pozwolą, że odprowadzę reżysera.

Chwyciła mnie pod rękę i zaczęła prowadzić w stronę ustawiającej się już kolejki.

Ledwo powłóczyłem nogami. Były jak z waty.

– Usagi… Dlaczego? – wychrypiałem.

– Na dobry początek – Rei podbiegła do nas i chwyciła mnie pod drugie ramię.

– Byś o nas nie zapomniał – dodała ze śmiechem Usagi.

– Po takim numerze nie zdołam. Teraz będę się bał wrócić do kraju.

Zaśmiały się.

Stanąłem przed barierką.

-No dziewczyny… tutaj, na całe szczęście, musimy się rozstać.

Puściły mnie, a ja przeszedłem przez barierkę. Musiałem przyznać, że chcąc nie chcąc zafundowały mi ciekawe wspomnienia i wprawiły w dobry nastrój. Zabarwiony lekką paniką, ale jednak dobry.

– Mamoru-san! – Usłyszałem jeszcze głos Pyzy więc się odwróciłem.

– Życzę ci szczęścia. Złap w końcu te marzenia – powiedziała i uśmiechnęła się tak, jak tylko Pyza potrafiła, szczerze, szeroko. Jej uśmiech mógł być światełkiem nadziei, dodawał otuchy i zapewniał, że będzie dobrze. Coś ścisnęło mnie w gardle. Nie byłem w stanie powiedzieć słowa, więc po prostu kiwnąłem jej głową i poszedłem tam, gdzie nie mogły mnie już widzieć.

***

– Usagi… co się dzieje? – Zapytała Rei, gdy wracałyśmy powoli w stronę wyjścia.

– Nie wiem – odparłam. W środku czułam jakiś smutek. Tajemnicza aura, która mnie otaczała i wywoływała nieprzyjemne dreszcze zawsze, gdy Mamoru-san był w promieniu dwudziestu metrów ode mnie, zniknęła. Nie cieszyło mnie to jednak. Poczułam, że ta aura nie była taką złą aurą. Czyżbym miała za nią tęsknić?

– Muszę do łazienki – powiedziałam w końcu i puściłam się biegiem, zostawiając nadętą Rei samą. Chciałam po prostu przemyć sobie twarz. Ale zanim trafiłam do toalety wpadłam na kogoś gwałtownie.

– Oj, przepraszam – powiedziałam jeszcze, wstając z podłogi i biegnąc dalej. Nawet nie widziałam na kogo wpadłam.

– Seiya, szybciej się zbieraj. Zaraz stratuje nas reszta fanek – usłyszałam jeszcze.

Dopadłam do drzwi łazienki i wtedy, niespodziewanie dla samej siebie, poczułam, że moje serce ogarnia jakieś nieznane dotąd uczucie. Chciałam, by była to ulga. W końcu wredny Chiba był daleko. Ale to chyba była tęsknota. Przypomniałam sobie stare powiedzenie, że od nienawiści do miłości droga niedaleka. Może moje serce kochało nienawidzić tego Durnia? To było jedyne możliwe wyjaśnienie. Innego nie przyjmowałam.

6 thoughts on “Co by było – część 5

  1. no nie rozbroiłaś mnie całkowicie z tym rozdziałem gdy go czytałam zwłaszcza ten fragment pokazówki Usy to myślałam że pęknę ze śmiechu ha ha ha nawet nie przeszło mi przez myśl że Usa jest do tego zdolna biedny Chiba nie wiedział co ma zrobić gdy podeszła do nich ochrona ha ha ha no i na koniec pojawił się nasz Seyia jestem bardzo ciekawa jak to dalej się potoczy więc niecierpliwie czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam 🙂

  2. no no no… Wygląda na to, że kto się czubi… 😉

    PS. zapraszam Cię do zanurzenia się w lekki świat absurdu mojej najnowszej jednorazówki 😉

  3. No proszę 🙂 Rei rękę do zgody wyciągnęła, ale… nie byłaby Rei gdyby pewnych uszczypliwości zabrakło 🙂

    ,,Rozmowa” Mamoru i Usy mi najlepsze momenty z ich udziałem przypomina 🙂 Na początku przekomarzali się jak Usagi zwykła z Seiyą- i to było super 🙂

    Swoją drogą o wilku mowa 😛 Seiya ma chyba jakiś czujnik pokazujący, kiedy Mamoru się zaczyna oddalać 😛

  4. No kurcze, lubię tego Twojego Mamoru. Fajny z niego facet 😀 Sama nie wierzę, że to napisałam XD

    I wprowadziłaś na scenę Seiyę. Ciekawe jaką odegra rolę? Już nie mogę się doczekać dlaszego ciągu. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się nastrój tego opowiadania 😀

    Pozdrawiam cieplutko. Buziaki 🙂

Leave a comment