Rozdział XLVI – ostatni rozdział tomu pierwszego

Kochani, bardzo się cieszę, że towarzyszyliście mi przez cały pierwszy tom. I że udało mi się go skończyć dokładnie tak jak zaplanowałam. Że ukończyłam go mimo całego nieszczęścia, które na mnie spadło. Okazało się, że ma guza mózgu. W ciągu miesiąca mam mieć poważną operację. Mam nadzieję, że wszystko się uda, ale strasznie mi się chce płakać na myśl o zgolonych włosach.  Jeśli wszystko pójdzie dobrze, do niedługo powinny pojawiać się nowe rozdziały, ale nie gwarantuję kiedy. Proszę, jeśli ktoś się modli, niech o mnie wspomni w swojej modlitwie.

******************

Ujrzałem ją na głównym placu w centrum miasta, gdy barwne światła kusiły, by dołączyć do nocnego życia.

Noc była bezksiężycowa, jednak gwiazdy lśniły wysoko ponad kryształowym miastem. Do świtu było zaledwie kilka godzin. Była… trzecia nad ranem? Czwarta?

Byłem lekko zamroczony po seksie z królową, po winie, które wypiłem wcześniej.

Czułem się coraz bardziej pusty i wykorzystany. Myślałem, że to, co mam, mi wystarczy…

Jakże się myliłem. Musiałem przejść się i otrzeźwieć. Uciec z jej zamku.

Chciałem pomyśleć, co dalej zrobić. Miałem dość bycia substytutem. Miałem dość świadomości, że gdy tylko król się obudzi, ona pobiegnie do niego. Bałem się tego, a jednocześnie tego pragnąłem, bowiem codziennie widziałem żal i poczucie winy w oczach tej, którą kochałem.

Poszedłem więc na spacer. Oczyścić myśli.

Doszedłem na plac, który dawniej był czymś w rodzaju rynku. Jego charakter przez setki lat nie zmienił się. Gdzieniegdzie tylko było widać kryształy – znak rozpoznawczy kryształowego Tokio – które pięknie załamywały światło.

Pośrodku placu stała fontanna, z której leciała najczystsza woda zdatna do picia. Ludzie mijali ją bez większego zainteresowania, przyzwyczajeni do jej istnienia i piękna. Czasami ktoś podchodził i oparł się o nią, ktoś inny robił przy niej zdjęcie. Jakaś para całowała się przy niej, a ja poczułem zazdrość. Wiedziałem bowiem, że w obecnym stanie nie mógłbym iść z królową nawet na spacer. Zdałem sobie sprawę, że już dawno nie myślałem o królowej jak o dawnej Usagi. Owszem, na zawsze pozostała moim Króliczkiem, ale ona się zmieniła. Oboje się zmieniliśmy. W końcu zmiana to nieustanny element mijającego czasu.

I gdy moje myśli zaczęły zmierzać w coraz bardziej smętnym kierunku, dostrzegłem ją.

Miała na sobie czarną sukienkę przed kolano, na ramiączkach. Grzeszny dekolt. Czarne szpilki, przynajmniej dwunastocentymetrowe. Malutka torebeczka, czarna, e srebrnym wykończeniem, przewieszona przez ramię. Czarne, lśniące włosy długością sięgały ramion, skręcały się w seksowne loczki.

Podeszła do fontanny i trwała tak wpatrzona w nią, wsłuchana, w dźwięk płynącej wody, zauroczona jej pięknem.

Obserwowałem ją. Nie była specjalną pięknością. Była ładna. Ale w jej urodzie było coś seksownego, zapadającego w pamięć. Nie zwalała z nóg, ale sprawiała, że miało ochotę poznać się ją… bardziej.

Zbliżyła się zafascynowana jeszcze bardziej ,pochyliła i zanurzyła prawą rękę w wodzie. Włosy opadły jej na oko zasłaniając mi obraz jej twarzy. Usłyszałem jej śmiech. Szczery, nieskrępowany. Seksowny.

Nie wiem, kiedy do niej podszedłem.

– Witaj, nieznajoma – powiedziałem.

Wyprostowała się gwałtownie. Spojrzała na mnie. Widziałem emocje malujące się na jej twarzy i ww jej oczach. Zielonych… w kształcie migdałów.

Zaskoczenie i strach. Zdziwienie. Chłodna analiza i uprzejmość.

– Witaj, Nieznajomy – odpowiedziała.

Zaśmiałem się.

– Może razem zafascynowani będziemy podziwiać fontannę? – zaproponowałem.

– W sumie nie mam nic innego w planach – powiedziała i naprawdę się uśmiechnęła. Miała piękne, pełne usta, jakby wykrojone przez artystę.

– Kou Seiya – powiedziałem, wyciągając w jej stronę rękę.

– Lilian – odparła i podała mi wciąż mokrą od wody dłoń. Chwyciłem ją. I bardzo dokładnie, wyraźnie, dogłębnie, prawie do kości i na wskroś poczułem blask gwiazdy.

***

– Wszystko w porządku?

Jej głos docierał do mnie jakby z oddali.

– Zbladłeś strasznie.

Dochodziłem do siebie kilka sekund. Do tej pory taki blask czułem tylko od czarodziejek. I nigdy mnie tak nie przenikał. Nawet ten od Usagi.

Oszołomienie mijało. Musiałem wybrnąć z tej sytuacji.

– Trafiłaś mnie w samo serce – powiedziałem, uśmiechając się do niej.

Spoważniała w jednej chwili. Odsunęła się ode mnie.

– Nie jestem zainteresowana seksem na jedną noc – powiedziała. – Takie teksty na mnie nie działają.

Odwróciła się, chcąc odejść.

– Poczekaj – chwyciłem ją za rękę. Poczekałem, aż odwróci się w moją stronę. W jej ozach dostrzegłem ostrzeżenie.

– Też mnie to nie interesuje, uwierz mi – powiedziałem, puszczając jej dłoń z pewną niechęcią. – Faktycznie, to był głupi tekst, rodem z taniego podrywu.

Uśmiechnęła się niepewnie. Zauważyłem pieprzyk na jej szyi. Przełknąłem ślinkę.

– Jesteś jednym z nielicznych facetów umiejących przyznać się do błędu – powiedziała.

– To idziemy na drinka? – Wiedziałem, że z tej znajomości coś wyniknie. Od momentu, gdy ją dotknąłem. Nie wiedziałem tylko, co to będzie.

– Wolałabym kawę.

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

***

– To co robiłaś sama na mieście, o… – zerknąłem na zegarek – trzeciej czterdzieści nad ranem?

Siedzieliśmy w jednym z całodobowo otwartych ogródków otaczających plac. Oboje zamówiliśmy mocne kawy. Lilian z mlekiem, ja czarną.

– Ale.. szczerość za szczerość? – Zapytała.

Zacisnąłem usta. Bądź co bądź byłem osobą publiczną Byłem znanym piosenkarzem, kochankiem królowej stojącym tuż za nią na wszystkich wystąpieniach, znającym wiele sekretów. Jednak miałem wrażenie, że ona mnie nie rozpoznaje. Uniosłem filiżankę, upiłem gorącego napoju.

– Dobrze – powiedziałem.

– Poszłam z dziewczynami na imprezę – powiedziała po prostu. – Dwie z nich przyprowadziły swoich chłopców, dwie poznały nowych. A ja nie chciałam zostać sama między parami.

– Mogłaś też kogoś znaleźć – powiedziałem, czując jakieś rozdrażnienie.

– Mogłam, ale nie wyobrażam sobie znaleźć kogoś normalnego na lata na takiej imprezie. Każdy szykuje się, pięknie ubiera, inaczej zachowuje, jest po alkoholu, wyrozumiały, śmiały, zabawny.

– Hmmm… – mruknąłem, bo jakoś nic nie przychodziło mi do głowy jako odpowiedź.

– Wieczorem każdy jest inny niż za dnia. Ja też ubiorę jeansy, adidasy…

– Tak, ale widzisz… To – wskazałem na nią – ty w sukience i szpilkach, to też ty. To po prostu jedno z twoich wcieleń.

Wiedziałem, co mówię. Jak dobrze to wiedziałem.

Popatrzyła na mnie. Więcej w tym było przenikliwości niż kokieterii.

– Nigdy na to tak nie patrzyłam. Czyli powinnam tam wracać? – Tu już pojawił się filuterny błysk w jej oczach.

– Nie! – nim zdążyłem pomyśleć chwyciłem jej rękę leżącą na stoliku obok cukiernicy. Zreflektowałem się szybko. – Zostań – poprosiłem.

Jej zielone oczy przewiercały mnie wzrokiem.

– To czy teraz ja mogę zadać ci pytanie?

Bałem się je pytania. Mogło dotyczyć wszystkiego, ale nie o wszystkim mogłem lub chciałem mówić. Patrzyłem na owal jej twarzy, na rumieńce na policzkach. Myślałem o tym, czy ta kobieta zada pytanie z rodzaju tych od fanów czy tych od wścibskich przyjaciół bez skrupułów.

– Strzelaj – powiedziałem.

– Jakim cudem ona wypuściła ze swojej sypialni takiego faceta? Uciekłeś jej?

Zamrugałem zdezorientowany.

– Ona?

– Ona. Kobieta, z którą niedawno byłeś.

Patrzyłem na nią mrużąc oczy. Zaśmiała się ciepło i szczerze.

– Wciąż otacza cię zapach jej perfum. Na szyi masz malinkę, na kołnierzyku ślad jej szminki. Twoje ubranie jest pomięte i pachniesz erotyzmem. Aż tu to czuję.

Zaśmiałem się głośno.

– Boże, ale z ciebie pistolet! Dosłownie strzeliłaś mi w łeb!

– Przepraszać nie będę – uśmiechnęła się złośliwie.

– Jesteś szczera… Szczerość jest w cenie – powiedziałem myśląc o królowej.

– Nie zawsze. Ale ułatwia życie. Przynajmniej się wie, na czym się stoi.

Patrzyłem na nią. Wciąż czułem silny blask gwiazdy, jednak to oszołomienie zmniejszyło się, pozostawiając po sobie jakąś słodycz.

Wiedziałem, że jeśli będę chciał się z nią jeszcze zobaczyć, teraz muszę być szczerym.

– Ona… cóż… jest mężatką i najbardziej na świecie kocha swojego męża. Teraz… nie ma go przy niej, a ona jest bardzo samotna. Jednak nie ma problemów z tym, że ją opuszczam w środku nocy. Gdyby to był on… – zdałem sobie sprawę, że się użalam i wiedziałem, że przy niej mogę. Poza tym miałem na to ochotę. – Pewnie obudziłaby się, gdyby chociaż wstał z łóżka.

Zdziwiłem się, że w moim głosie jest tyle goryczy.

– Jej mąż.. gdzie teraz jest? – zapytała cicho. Zdziwiłem się słysząc jej ochrypnięty głos.

– Zapadł w śpiączkę kilka lat temu.

Westchnęła głęboko.

– Rozumiem ją – wyszeptała spuszczając głowę. – Cholernie ją rozumiem. Trudno jest być samemu. Rozumiem, dlaczego chciała mieć przy sobie właśnie ciebie.

Ta powaga i smutek nie pasowały mi do niej.

– Lalka, nie martw się – powiedziałem i znowu bezwiednie chwyciłem jej dłoń, którą ona zacisnęła w pięść. Pogładziłem kciukiem wierzch jej dłoni, aż ją wyprostowała, uniosła głowę i spojrzała mi w oczy.

I w tym momencie zwaliło mnie z nóg. Albo zwaliłoby, gdybym nie siedział.

– Powiedz, kochasz ją? – zapytała, powoli wycofując swoją rękę. Chwyciłem ją mocniej. Uniosłem wnętrzem do góry. Zbliżyłem jej nadgarstek do nosa.

– Używasz fascynujących perfum – wyszeptałem. – Intensywne słodkie kwiaty… lilia, orchidea, magnolia… – patrząc w jej oczy złożyłem pocałunek we wnętrzu jej dłoni. Widziałem, jak spłonęłam rumieńcem. – Czyżbym czuł czekoladę?

– Moją jedyną słabością są perfumy i czekolada – wyszeptała zachrypniętym głosem, ciągnąc rękę w swoją stronę.

– Nie – chwyciłem ją mocniej.

– Proszę, puść – powiedziała. Chciałem jeszcze trochę podrażnić, chciałem potrzymać jej rękę, ale usłyszałem w jej głosie strach. Rumieniec lekko przybladł.

Puściłem rękę.

– Przepraszam – powiedziałem cicho.

Siedziała chwilę, patrząc w do połowy opróżnioną filiżankę.

– Ja… muszę już iść – powiedziała wstając szybko.

Zahaczyła nogą o krzesełko i potknęła się, jej torebka spadła na podłogę, a jej zawartość rozsypała się dookoła.

Wstałem, podszedłem do niej i ukucnąłem przy niej w panice zbierającej zawartość torebki.

– Lilian nie bój się mnie – powiedziałem, podając jej coś w złotym opakowaniu. Chyba szminkę. – Nie skrzywdzę cię.

Spojrzała na mnie, prosto w oczy. Patrzyła długo.

Uśmiechnęła się niepewnie, wzięła głębszy oddech. Wreszcie jej uśmiech objął oczy.

– Odprowadzisz mnie? – zapytała cicho.

Uśmiechnąłem się szeroko.

– Jasne, Lalka. Z przyjemnością.

A w środku, głęboko poczułem, że chyba, niechcący, odrobinę się zadurzyłem.

***********************

Mam nadzieję, że fani U+S mnie nie zlinczują. I że będą czytali to opowiadanie dalej, mimo wszystko. Dziękuję za komentarze. Tom II zacznę jak najszybciej.

Do napisania. Całusy i trzymajcie za mnie kciuki.

9 thoughts on “Rozdział XLVI – ostatni rozdział tomu pierwszego

  1. Och, Ellen… :* ja się wprawdzie nie modlę, ale kciuki będę trzymać z całych sił. Wierzę, że operacja się uda. A włosy odrosną jeszcze piękniejsze 🙂 Jeśli Ci to poprawi choć odrobinę nastrój, to mogę solidarnie zgolić swoje, podobno fani tak robią 😉
    Życzę dużo sił, nadziei i oczywiście zdrowia :*

      • Słyszałam, że niektórym taki gest pomaga, dlatego zaproponowałam. Choć muszę przyznać, że trochę mi ulżyło po Twojej odpowiedzi 😉 po prostu człowiek chciałby w jakiś sposób udzielić wsparcia w takiej sytuacji, a jedyne co może, to wysyłać ciepłe myśli. Trzymaj się :*

  2. Musisz być silna, Kochana. I wierzyć, że wszystko skończy się dobrze. Podobno wiara to podstawa…
    Jestem z Tobą, wspieram z całych sił :*

    ————————————————-

    Tajemnicza Lilian… Naprawdę intrygująca postać, od razu mnie zaciekawiła. Mimo, że uwielbiam paring U&S, to jednak chciałabym, żeby Kou zaznał szczęścia nawet z inną. Bo z Serenity to niemożliwe…

    Pozdrawiam i ściskam mocno :*

Leave a comment